Dobitne, wstrząsające i ekspresyjne.
Chyba nie ma słów, które zdołają opisać ten performans lepiej. Właśnie performans, a nie sztukę, ponieważ w moim rozumieniu sztuka ma być piękna – dla mnie sztuka to antyk, jego idealistyczna (oraz utopijna chcąc nie chcąc) wizja świata jako miejsca harmonii i ładu. Natomiast gdy mam w głowie słowo „performans”, zaraz za nim widzę Bałkański barok czy Thomasa Lipsa Mariny Abramović – artystyczne zdarzenia równie mocne jak to, które wydarzyło się na deskach Teatru im. Adama Mickiewicza w Cieszynie 2 października.
Widzom została opowiedziana historia wyjęta nie spod pióra wielkich poetów, nie jakiś wzniosły, barokowy utwór, lecz okrutnie naturalistyczna, uderzająca i przede wszystkim rzeczywista opowieść. Co ciekawe, ta „rzeczywistość”, okazuje się trudna. Trudna dla nas – widzów, a co dopiero dla osób dotkniętych taką i wieloma podobnymi tragediami.
Większość z nas żyje w swoistej bańce. Niecodziennie zdarza nam się zderzać z tak ogromnym bólem, który został nam wykrzyczany i wypłakany w twarz.
Po takim wydarzeniu na człowieku (widzu) pozostaje piętno. Czy jest ono piętnem zrozumienia? Tego nie wiem, może w jakimś aspekcie, ale jak powiedział kiedyś grecki tragik: „Aby zrozumieć, trzeba cierpieć”... Więc może zadawanie tego człowiekowi, który w obecnym momencie życia nie zrozumie, nie jest wcale konieczne?