Trudno jest pisać przeciwko sztuce opartej na autobiograficznym przeżyciu tragizmu choroby ojca... Jednak nie mogę się zgodzić na znieważenie prawa do opinii przysługującego każdemu człowiekowi – niech zwolennik eutanazji przyjmie niezgodę na nią. Byłam świadkiem apelu, krzyku przeciwko tragedii nieuleczalnej choroby, w zaprezentowanej sztuce znalazło się jednak miejsce na najgorsze obelgi. Również ja sama czułam się dotknięta jako osoba wyznająca wartości i wierzącą w sacrum-Boga. W świecie zaprezentowanym na deskach teatru dostrzegłam bezmiar beznadziei, który uderzył człowieka dotkniętego traumą choroby, jednak ja sama nie chcę jej przepracowywać z tą osobą... Świat, na który autor sztuki dał przyzwolenie, to świat bezwzględnego dopominania się o swoją rację, świat, w którym narzędziem komunikacji są najgorsze obelgi równające człowieka z błotem. Myślę, że nie chce zgodzić się na takie rozumienie świata, inaczej ciężko byłoby mi znieść jakąkolwiek przeciwność losu. Nie chcę wyzywać lekarzy, księży, polityków, gdyż poniżyłoby to tylko i wyłącznie mnie. Jeśli zawiniłam, chcę się poprawić, jeśli ktoś godnie znosi cierpienie – chcę mu na to pozwolić. Jako osoba niedoświadczona w żaden sposób życiowo, przeciwnie – wchodząca w dorosłość – po przeżyciu sztuki czuję jedynie rodzaj przerażenia. Myślę, że żaden człowiek nie ma prawa zohydzać jakichkolwiek wartości w imię własnych doświadczeń, które rozumie w subiektywny sposób.
Krytycznie o Jak nie zabiłem swojego ojca