Podsumowanie
Podsumowanie

J.N.

Jesteśmy ponad tydzień po zakończeniu tegorocznej edycji festiwalu teatralnego „Bez Granic”. Chciałoby się powiedzieć, że emocje już ostygły,

... jednak sądzę, że przedstawienia, a także inny aspekty świata artystycznego tego wydarzenia były na tyle głębokie, personalne, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, iż piętnujące – że świadomemu widzowi pozostaną one w pamięci aż do kolejnej edycji, mam nadzieję, że równie intensywnej.


Pierwszego dnia odbył się przezabawny oraz niepozbawiony sugestii co do następnych wydarzeń artystycznych wernisaż artysty niezwykłego, wielokrotnie nagradzanego, a także (o czym mogliśmy się przekonać) o wielu talentach –  Rafała Olbińskiego – grafika, malarza, a obecnie także początkującego pisarza. W cieszyńskim Domu Narodowym jeszcze do końca października możemy oglądać 79 lub 80 (w zależności od uważności oka widza) plakatów, rzeźb oraz innych grafik, jakie w ciągu ostatnich dziesięcioleci wyszły spod pędzla mistrza. Czy warto odwiedzić tę wystawę? Jako osoba, która zdążyła już trzy razy przestudiować każde z dzieł znajdujących się na tej ekspozycji, za każdym razem doszukując się coraz to nowych szczegółów, nie wyobrażam sobie, jak można nie skorzystać z tej okazji.
   

Romeos and Julias…, Sen srebrny Salomei, Jak nie zabiłem swojego ojca…, Máj – to przedstawienia, na których w tym roku udało mi się być, ocenić (oczywiście w zdecydowanie subiektywny sposób), a nawet niektóre zrecenzować tutaj dla państwa.


Każde z nich zgoła różne – przecież motywy, postacie czy wątki fabularne nie powtórzyły się ani razu – a jednak odnoszę wrażenie, że sposób, w jaki zostały dobrane, tworząc tegoroczny repertuar, jest wręcz mistrzowski, gdyż paradoksalnie widzę w nich sporo podobieństw. Wszystkie ekspresyjne (choć na usta ciśnie się słowo naturalistyczne, użyjmy bardziej ogólnikowego stwierdzenia), budzące podziw dla sztuki aktorskiej i z wysokim „progiem wejścia” – jeżeli widz chciał dogłębnie zrozumieć temat, musiał się wysilić. 


Spektakle były jak ulewa – nie pozostawiały na obserwatorze suchej nitki. A zarazem, jak jakiś dziwny świder, przewiercały od środka, tworząc tunel pełen nowych przemyśleń, niepewności, a śmiem twierdzić, że w tych, którzy odbierają treści wyjątkowo personalnie – mogły wywołać faktyczne zmiany. Żadna z kwestii, jakie reżyserzy poszczególnych spektakli zdecydowali się wziąć na warsztat, nie została poruszona lapidarnie, zbyt zwięźle czy też zbyt szeroko (choć sądzę, że coś takiego w ogóle jest niemożliwe), nudno czy rozwlekle. 


Oczywiście, zastrzeżenia można by mieć do każdej ze sztuk, jednakże, skoro już nie jesteśmy z tematem „na świeżo”, pozwólmy sobie na trochę pobłażliwości, aby w pamięci pozostał ten ogólny, mam nadzieję, że u państwa równie pozytywny jak u mnie wydźwięk, pomijając czasem lepsze a czasami gorsze szczególiki. 


Mam serdeczną nadzieję, że w przyszłym roku zostaniemy równie intensywnie „przewierceni” przez kolejne spektakle, wystawy czy koncerty. Nie muszą to być oczywiście wydarzenia o pozytywnym, optymistycznym wydźwięku – od czasu do czasu dobrze zmierzyć się z czymś cięższym, bardziej pobudzającym do refleksji. Jestem zdania, że zachwyt i zaduma zrównoważą się – i tak jak w tym roku pozostawią solidne, dobre wspomnienia.