Spektakl rozgrywa się na niemal pustej scenie, prawie bez rekwizytów. Za to kostiumy są aż przerysowane. Bardzo wyraziste. I ten kontrast daje do myślenia. Znakomicie rozwiązana została scena śmierci Balladyny – nie zdradzę w jaki sposób, ale bez popadania w groteskę inscenizowania pioruna. Zaskoczyło mnie też pozytywnie pierwsze pojawienie się Grabca, acz to może być scena budząca kontrowersje. Publiczność reagowała żywiołowo, czasem zamierając, a czasem śmiejąc się w głos. Balladynę zagrała Ida Trzcińska (jeszcze studentka AST w Krakowie), a towarzyszyli jej świetnie obsadzeni aktorzy Sceny Polskiej TD.
Niewiele brakowało, że nieco zmęczony ilością wrażeń i jesiennie podziębiony, zrezygnowałbym z obejrzenia tej „Balladyny”. Cieszę się, że jednak wytrwałem, dzięki czemu zobaczyłem bardzo ciekawą i niesztampową interpretację Słowackiego.